piątek, 19 kwietnia 2013

Niesamowity cud życia!!

Właśnie wróciłam z czterogodzinnej operacji na otwartym sercu! :) Kto pierwszy raz widział naocznie bijące serce, wie o czym mówię i skąd moja ekscytacja... :)

Jako że jest piątek to skończyłam całotygodniowy blok zajęć z anestezjologii. Podzielę się moimi wrażeniami. Będąc na trzecim roku, można powiedzieć, że "przeszłam" już przez wszystkie oddziały... Co za tym idzie udało mi się poznać na jakim oddziale chciałabym pracować, a na jakim kompletnie bym się nie widziała. Już teraz wiem, że nie mogłabym pracować na pediatrii... Nie dlatego, że nie lubię dzieci, tylko że po prostu nie miałabym nadzwyczajnie cierpliwości - i to też nie do dzieci konkretnie tylko do rodziców... Którzy w trosce o swoje pociechy potrafią być bardzo męczący... Nie podoba mi się również neurologia, uważam że jest to oddział ciężki i przygnębiający. Oddział wewnętrzny też średnio mi przypasował.

Możnaby powiedzieć, że wybrzydzam, ale ja tylko mówię o swoich zainteresowaniach i spostrzeżeniach. Baaardzo na II roku podobała mi się chirurgia, dużo się dzieje, nie ma monotonii. Właśnie z tym oddziałem wiązałam swoje plany, aż do teraz! Zakochałam się w anestezjologii :) Intensywna terapia też jest piękna. Ale niestety nie ma za kolorowo :) Jest to najtrudniejszy oddział, gdzie najczęściej walczy się o ludzie życie... Decyzje podejmuje się w sekundach! Ale właśnie to jest takie porywające w tej pracy. Blok operacyjny... Przygotowanie pacjenta do każdego zabiegu. Kiedy widzi się z jaką ufnością i pytaniem w oczach pacjenci usypiają, niejednokrotnie bojąc się czy po ciężkiej operacji się obudzą. Niestety był przypadek, że pacjentka się nie wybudziła... W trakcie operacji kiedy głośno zawyje aparatura i trzeba podejmować decyzje nagle. Ja ze swoich obserwacji wywnioskowałam, że pielęgniarka anestezjologiczna musi być oazą może nie spokoju, ale wielkiego opanowania! Trzymania nerwów na wodzy, tam gdzie inni załamaliby ręce. Złapałam "bakcyla" tej pracy i będę robić wszystko żeby kiedyś znajdować się na miejscu kobiety, której przez tydzień zazdrościłam :)

Wracając do tematu posta... Kiedy pierwszy raz zobaczyłam, jak chirurdzy rozcinają pacjentce klatkę piersiową i po długich przygotowaniach wyłoniło się bijące serce - miałam ciarki na całym ciele :) Niesamowite jest to, że takie małe "cudo" potrafi zaopatrzyć nasz cały organizm w to co dla nas najważniejsze... W tym całym "cudzie" wystarczy, że wysiądzie minimalny kawałeczek i może to doprowadzić do opłakanych skutków. Kiedy naocznie zobaczyłam jak lekarze zatrzymują serce pacjentki i rolę serca przejmuje skomplikowana aparatura, oddech respirator i cały organizm staje w miejscu, żeby móc przeszczepić niewielką zastawkę byłam podekscytowana. Z resztą każda z nas była i podejrzewam, że osoba "z ulicy" również czułaby emocje. Medycyna jest teraz naprawdę mocno rozwinięta, ale nie ma się co dziwić to w końcu kardiologia. To w nią inwestuje się najwięcej pieniędzy, prawie każdy lekarz marzy o specjalizacji z kardiologii. Nie ma co ukrywać jest to dziedzina bardzo przyszłościowa.

Teraz weekend, pora naładować akumulatorki i przygotować się na kolejny, równie ciekawy, ale też odmienny blok psychiatrii.





niedziela, 14 kwietnia 2013

Wybory, wybory...

Tak się zastanawiam, co ja sobie myślałam tak z 5 lat temu... Miałam wtedy 17 lat. I już wiem co myślałam.
"Będę kończyć studia, będę miała jakiś tam zawód (bo oczywiście kończyć studia będę ale jeszcze nie wiedziałam do końca jakie), znajdę sobie szybciutko fajną pracę... Założę rodzinę - bo przecież chcę być młodą mama! Dziecko do 24 najpóźniej! Zarobię na mieszkanie... Pomogę wszystkim z mojej pierwszej wypłaty!" Ogólnie - myślałam że mając lat 22, 23 będę ustatkowaną młodą kobietą, którą będzie stać na podstawowe rzeczy, ale również zachcianki. Ciekawa ilu z nas miało takie myślenie w tym wieku - podejrzewam że dużo. Jednak powiedzenie które uważam za najbardziej trafne - Życie depcze wyobraźnię -  Jest tutaj jak najbardziej na miejscu.

Kolejno podjęłam wiele osobistych wyborów, które mogę na szczęście powiedzieć z tej perspektywy były trafne. Wybrałam studia - uważam jeden z najważniejszych wyborów w moim życiu do tej pory. Jednak co w związku z tym... Same wybory, a do realizacji moich planów sprzed 5 lat daleka droga!
Obecnie stałam przed wyborem tematu pracy licencjackiej, może mniej ważny wybór mojego życia, ale jednak istotny bo będę się z nim zmagała przez najbliższe pół roku.

Najbardziej boje się wyborów tych które dopiero nastąpią. W momencie kiedy dostanę do ręki dyplom pielęgniarki i... No własnie i co dalej? Iść do pracy? - oczywiście trzeba bo dość inwestowania we mnie moich rodziców. Uczyć się dalej? - przydałoby się... Bo teraz jak nie ma mgr przed nazwiskiem jest cięzko, jednak czy magiczne MGR gwarantuje pracę? Jasne, że nie gwarantuje. No i w końcu pytanie czy - wyjechać? Nie od dzisiaj wiadomo, że pielęgniarki za granicą dużo lepiej zarabiają niż w Polsce. Mają lepszy standard życia... Jednak czy to na pewno dobry wybór? Wyjechać i zarabiać na swoją przyszłość? Ale jaką? Gdzie? Wyjechać, zasmakować życia tam gdzieś w świecie, wrócić i co dalej? Gdzie iść do pracy? A gdzie plany o zostania młodą mama? Myśląc tymi kategoriami to o rodzinie w obecnych czasach myśli się na szarym końcu. A co jest w życiu ważniejszego niż rodzina? Te pytania i wybory będą najtrudniejsze i w przeciwieństwie do siebie 5 lat temu, nie patrzę w przyszłość z taką łatwowiernością. Nie widzę jej również w czarnych barwach bo wiem, że do celu nie podążam sama. Nie wiem jak będzie moje życie wyglądało za 5 lat, czy chociaż w minimalnym stopniu spełnię swoje marzenia. Wiem, że trzeba raz na zawsze pogodzić się z tym, że ktoś decyzje będzie podejmował za mnie. Że nikt mi nie powie co mam zrobić, jak zrobić żeby było dla mnie dobrze...

Ufam w to, że mimo wszelkich trudności jakie na pewno mnie spotkają, będę mogła pracować w zawodzie jaki sobie wybrałam. Że życie aż tak mocno nie zdepcze mojej wyobraźni i marzeń... i że za kilkanaście lat spełnią się marzenia o których myślałam stosunkowo niedawno.

Wszystkim życzę wyborów które będą satysfakcjonowały, mimo że dążenie do nich będzie ciężką drogą.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Pogodny koniec?

Czym jest starość? Każdemu z nas kojarzy się z chorobą, samotnością, smutkiem, niedołężnością... Generalnie same negatywy... Nie ma się czemu dziwić. Ja mając teraz 22 lata już się nad tym zastanawiam. Czy jest to normalne? Myślę, że mając styczność z tyloma starszymi osobami, patrząc na ich ból i samotność - tak jest to normalne. Dziwne wg mnie byłoby gdybym się nad tym nie zastanawiała...

Będąc na zajęciach, odwiedzając w domach chorych, którzy czekają na "białą damę" jak ładnie śmierć określiła jedna z pacjentek, nie można nie mieć żadnych przemyśleń na ten temat. Niestety mnie one uderzają ostatnio z podwójną siłą... Raz praktyki w hospicjum (swoją drogą jedne z lepszych praktyk jakie miałam), dwa środowisko i odwiedzanie pacjentów w domach... Trzy DOM pomocy społecznej (miejsce najmniej mile przeze mnie wspominane już od I roku studiów). Jednak muszę powiedzieć, że dzięki praktykom w dpsie zrozumiałam, że mogę "brnąć" dalej w przygodę jaką jest pielęgniarstwo. Tam spotkałam najcięższe stany, najcięższą pracę jaką wg mnie może pełnić pielęgniarka. Bo zawsze w takim miejscu gdzie generalnie praca opiera się na myciu, zmienianiu pampersów, zmianie pościeli, karmieniu rodzi się pytanie - po co mi studia do takiej pracy?. Nie jest to pytanie dziwne, normalne w takim miejscu. Jednak w takich miejscach ludzie są nam najbardziej wdzięczni ponieważ jesteśmy i pomagamy im w najbardziej krępujących i najważniejszych czynnościach życia codziennego...

"Dziękuje Kochanie..." wypowiedziane z ust starszej pani, mającej łzy w oczach, cierpiącej w swojej niemocy są tak dosadne, że po wykonaniu nawet najcięższej pracy przy niej zapomina się o tym trudzie. Wiem wówczas, że zaspokoiłam najbardziej intymne i najważniejsze potrzeby w życiu tej babci, która całymi dniami leżąc, nie kontrolując swoich potrzeb może liczyć tylko na naszą pomoc. Taka pomoc uzależnia! :) Chce się ją wówczas czynić bezinteresownie bo najważniejsze i najpiękniejsze podziękowanie to wdzięczny wzrok, pełen radości i ufności kierowany w naszym kierunku. Teraz mając 22 lata, studiując i  mając styczność z pielęgniarstwem od 3 lat jestem wrażliwa, doceniam takie gesty i słowa. Najbardziej życzę sobie żeby po 10, 15, 25 latach pracy to się nie zmieniło. Żebym za każdym razem pomagając starszej babci, obdarzając dobrym i ciepłym słowem miłego starszego pana potrafiła czerpać z tego radość. Często obserwuję wszędzie obecną znieczulicę, wykonywanie automatyczne pewnych czynności... Pielęgniarki nie przywiązują już zupełnie wagi do tego ile dają tym biednym osobom... Zachowują się jak roboty... Niesatety wypalenie zawodowe dotyka bardzo wielu pielęgniarek. Ale mam też świadomość, potwierdzoną swoimi obserwacjami, że są kobiety które nawet po 40 latach pracy niosą pomoc i dobre słowo chorym z sercem na dłoni. Jest to możliwe! Mam nadzieję, że mi się to uda i życzę tego każdej młodej pielęgniarce :)

Obserwując ostatnio jedną z pacjentek, która opowiadała mi że na świecie została juz zupełnie sama, zadałam sobie pytanie od czego zależy jaka czeka nas starość? Nie ma chyba odpowiedzi na to pytanie... Są osoby, które dawały innym ludziom w życiu wiele dobrego... Mają po dwójkę dzieci, wnuki i na starość oddaje się ich do domu pomocy bądź hospicjum. Ja osobiście nie potępiam rodziny która umieszcza tam starszą osobę. Wychodzę z założenia, że tam będzie miała/ miał fachową opiekę, nie będzie całych dni spędzali sami... Często rodziny nie mają możliwości opieki 24 h / dobę - co nie zmienia faktu, że są źli oddając tam swoją matke, babcię, prababcię... A ludzie zawsze będą gadać i ubierać wszystkim po swojemu, nie znając problemu "od środka".

Najbardziej  z tego wszystkiego przeraża mnie fakt, że kiedyś za x lat... Mogę zupełnie się zmienić, nie będę poznawała swoich bliskich... Będę ciężarem dla innych. To w starości przeraża mnie najbardziej, bo zawsze człowiek niedołężny, ale trzeźwy na umyśle jest inny niż człowiek który z demencją nie będzie poznawał swojej rodziny... Bo uroda przeminie, figura, pieniądze... Ale wspomnienia zostają i one są najpiękniejsze jak słucham o życiu starszych pacjentów. Przykro jest mi wówczas jak podchodzę do osoby, która mając np 70 lat ma wrażenie, że wcześniej nic nie było... Nie ma wspomnień... Nie poznaje bliskich... To chyba jest najboleśniejsze u kresu dni. Niestety nie możemy przewidzieć co nas czeka. Wierzę, że każdy z nas ma zapisaną kartę i będziemy ją odkrywać w swoim czasie, nie za wolno, nie za szybko..



My jako pielęgniarki możemy tylko pomagać chorym w godnym i w miarę możliwości pogodnym przechodzeniu z tego na tamten świat. To jest najpiękniejsze... I musimy przede wszystkim pamiętać żeby starsze osoby traktować tak, jak sami chcemy żeby nas traktowali pod koniec naszego życia. Podarowane dobro powraca i w to wierzę jak w mało co na tym świecie :).


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Na 'dzień dobry' !

Na wstępie wypadałoby się przedstawić, ale na razie tego nie zrobię ;) 

Napiszę tylko dlaczego wyznania przyszłej pielęgniarki, niestety jeszcze nie pełnoprawnej ponieważ jestem studentką III roku... Zostało już tak nie wiele! :) Za rok o tej porze mam nadzieję, że będę mogła się już pochwalić dyplomem. 

Podczas mojej trzyletniej drogi z pielęgniarstwem spotkałam wielu ludzi... Wielu pacjentów i ich rodzin. Co za tym idzie dużo rzeczy zaobserwowałam, dużo wysnułam wniosków... W sprawach nie tylko medycznych, ale przede wszystkim życiowych. Niektórymi z nich będę chciała się tutaj podzielić. 

Nie mogę na dzień dobry nie poruszyć tematu, który NA SZCZĘŚCIE dla mnie się już trochę "przejadł" w moim otoczeniu, ale który męczył mnie kolo 2 lat... Mianowicie, pytanie "dlaczego pielęgniarstwo?!" , "dlaczego nie medycyna ?!" , "dlaczego taki ciężki i niewdzięczny zawód?!", "chce ci się spędzić całe życie na podcieraniu tyłków?!" itp... Niestety jest w społeczeństwie takie mniemanie. Tylko co ma do powiedzenia osoba, która nigdy nie doświadczyła takiej wdzięczności od drugiej, chorej osoby jak my pielęgniarki? Jasne, że nie wszyscy się nadają do tego zawodu :) Każdy ma jakąś swoją ścieżkę w życiu i ją będzie realizował, ale po co tyle chamskich komentarzy? Wybierając ten kierunek studiów świetnie sobie zdawałam sprawę, że nie będę siedziała pół życia za biurkiem tylko że (może banalnie to brzmi) służyć drugiemu człowiekowi w największej potrzebie jaką jest choroba... Będę uczestniczyła w narodzinach jak i niestety śmierci. Będę cierpiała razem z pacjentami, jak również będę cieszyła się z ich powrotów do zdrowia...

Takie i inne moje przemyślenia chcę tutaj umieszczać i nimi się dzielić... :) 
Na początek myślę, że wystarczy... Zostawiam tutaj fotografię... Kiedy na nią patrzę to dodaje mi otuchy i utwierdza w tym, że wybrałam CUDOWNY zawód :) Kwestię wypalenia zawodowego poruszę innym razem... Bo ja będąc dopiero na III roku byłam temu bliska. Żeby nikt nie myślał, że żyję w jakimś innym świecie gdzie wszystko związane z pielęgniarstwem jest wspaniałe... Żyjemy tylko, albo może i aż w Polsce i niestety ta kwestia jest tutaj na szarym końcu. No ale nie o tym teraz mowa. 

Zostawiam fotografię i życzę żeby każda przyszła bądź już będąca pielęgniarka potrafiła czerpać z niej tyle co ja!