wtorek, 9 lipca 2013

Wakacje?

Generalnie... Można powiedzieć że są. Jednak wszystko co kojarzy się z wakacjami - to mi się z tym nie kojarzy :D 

Jak napisalam wcześniej teraz każdy dzień wygląda na zmianę... Praca , praktyki , praca itp... Albo na hardcora rano praktyki później praca ;) Ale w domu się nie wysiedzi ;) tym bardziej, że doszła mi piękna okazja na którą muszę odkładać razem z moim od niedawna Narzeczonym :))) 

Jeśli chodzi o praktyki... Hmm, jestem już po ginekologii, położnictwie - moje doświadczenia z tego czasu są bardzo pozytywne. Przyjemne oddziały, personel również. Na położnictwie wiadomo , uśmiechy od ucha do ucha i słodkość się wylewa po brzegi oddziału. Nie ma się co dziwić, każdy podziwia maleństwa. Jeden z pozytywniejszych oddziałów. Położnictwo jako studia też fajne.. Myślalam o tym,, ale jeśli chodzi o zatrudnienie to jest dno... Możliwość zatrudnienia na 2 oddziałach przy tylu pracownicach jest bardzo trudna. 

Teraz jestem w trakcie robienia praktyk na OIOMie... i jestem mega pozytywnie zaskoczona! :) Jeśli po studiach udałoby mi się dostać zatrudnienie na tym oddziale, podejrzewam że byłabym bardzo zadowolona. Oddział naprawdę bardzo ciężki... Pacjenci na ogół nieprzytomni, respiratory, pompy itp... Chcąc coś zrobić przy pacjencie trzeba się przebić przez gąszcz kabli, rurek i w ogóle. Ale jest to niewątpliwie oddział na którym można się nauczyć najwięcej. 

Przez ten czas dużo się nad wszystkim zastanawiałam... Zaręczyny i perspektywa założenia własnej rodziny sprawiły, że mój swiatopogląd trochę się zmienił. Nie myślę już o wyjeżdzcie za pół roku... Narazie jestem na etapie, że chcę zrobić za ciosem mgr. Niestety ja nie jestem przekonana co do tego, nie uważam, że bez tego teraz nie będę mogła się obyć, ale wiem że w przyszłości będzie mi to potrzebne i wtedy mogę już nie mieć takiej sytuacji, żeby się uczyć. Taka jest prawda, że wtedy będą inne priorytety. 

Wszystko się okaże. Mam nadzieję, że wszystko poukłada się tak jak powinno dla nas najlepiej :) 


środa, 19 czerwca 2013

I po wszystkim! :)

Oficjalnie mam już wakacje ;) mogę się pochwalić super zdaną sesją :D trud się opłacił :)

Hmm i co teraz... wakacje i w sumie do odrobienia jeszcze ponad miesiąc praktyk. Nie mam zielonego pojęcia jak to pogodzić z pracą, ale mam nadzieję że pójdą mi na rękę i będę mogła robić je co drugi dzień... z czego prosty wniosek wakacje codziennie po 12 h zawalone. Ale to nic ;) Kiedyś sobie to odbiję :D

Tak się generalnie ostatnio zastanawiam - nad ludźmi. Może obszerne, ale tak mnie ostatnio naszło... Najwięcej chyba po moich egzaminach i teraz po różnych spotkaniach z ludźmi. Czy każdy z nas jest w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie? Zawsze miałam jedną zasadę... Że jak coś się działo źle... Czy też dobrze, miałam w tendencji mówić " tak miało widać być ". Wiele razy w życiu używałam tego sformułowania. Czy ja teraz jestem w dobrym miejscu o dobrym czasie? Wydaje mi się , że tak :)
Miałam możliwość zmiany studiów po I roku... Pełno wątpliwości i bicie się z myślami... Zakładanie... Niech się stanie coś żebym wiedziała co zrobić...  I działo się, wiele wiele rzeczy za tym żebym została na tym kierunku :)

Jednak patrząc na innych ludzi... Starszych ode mnie, w moim fachu, na mojej uczelni tak sie zastanawiam czy faktycznie oni są na odpowiednim miejscu? Czy ludzie którzy mają mnie uczyć tego zawodu, który jednak wymaga wiele empatii, zrozumienia, współczucia itp... Czyli generlanie pozytywnych cech, az tak mogą od tego obrazu odbiegać?? Nie ogarniam, jak ludzie którzy mają wiedzę przekazywać innym ludziom mogą czerpać z negatywnych wyników innych jakąś satysfakcję :/ Ale przypuszczam, że nie jedna osoba się już nad tym zastanawiała i nie ma na to dobrej odpowiedzi ;)
Współczuje ludziom, o których jak się na nich patrzy i na ich profesję którą sobie obrali, inni mówią że się totalnie do tego nie nadają... Coś czemu się poświęciło pół życia, całe życie... Powinno dawać taka satysfakcję i każdy powinien się do tego nadawać. Nie mówię żeby być super świetnym np na studiach, jeśli chodzi o oceny, ale o cechy charakteru które są potrzebne w danych zawodach...

Tak jak nauczycielka powinna mieć dar przekazywania wiedzy, Pani w urzędzie powinna być komunikatywna i raczej pozytywnie nastawiona do ludzi a nie z góry na "nie" z dodatkową krzywą miną, Pielęgniarka powinna być profesjonalistką w czynnościach pielęgniarskich czyli powinna mieć "lekką rękę" i podejście do pacjentów... Chyba wiadomo o co mi chodzi...

Moją życiową porażką byłoby, gdyby ktoś mi kiedyś powiedział w twarz że minęłam się z powołaniem... Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i mam nadzieję, że nie będę musiała takiej porażki nigdy przełknąć.

Narazie cieszę się zdaną sesją :) Czekam na weekend bo ma być on pod znakiem mam nadzieję fajnej zabawy i odstresowania a w przyszłym tygodniu szykuję się na wzwyżkę mojego wieku :D


tak optymistycznie ;)

wtorek, 11 czerwca 2013

Sesjo, sesjo! Miń prędko!

Niestety na obecną chwile w mojej głowie nie tworzą się żadne mądre przemyślenia... Nie mam żadnych obserwacji z pielęgniarskiego życia... Nic mnie w tej dziedzinie nie nurtuje, nie wzruszam się za specjalnie ponieważ... Mam sesję ;) Cały mój wolny czas poświęcam tej drugiej stronie moich studiów czyli siedzeniu w książkach. Nauki niestety mam bardzo dużo... Egzamin generalnie dzień w dzień przez co praktyki poszły na dalszy plan... Zajęć z uczelni już też nie mam więc nie ma się co dziwić, że zaniechałam przez jakiś czas pisanie :)

Mam nadzieję, że za tydzień będę mogła się pochwalić dobrze zdaną sesją i zakończonym III rokiem.

czwartek, 30 maja 2013

Szczęśliwe życie?

Co to znaczy wieść teraz szczęśliwe życie? Oczywiście dla każdego z nas to oznacza co innego... Każdy z nas ma inne priorytety i każdego z nas będą uszczęśliwiały inne rzeczy.

Jednak ja piszę tutaj o obserwacjach ze swojego otoczenia... Tak naprawdę w koło widzę mało szczęśliwych ludzi. Bo jeśli komuś wiedzie się w miłości, ma swoją upragnioną drugą połowę - to dlaczego klapa jest w innych dziedzinach życia? Dlaczego wówczas borykamy się z problemami finansowymi? Brakiem pracy? Chorobą w rodzinie? Znajomi fundują nam same zawody... Ludzie w których kiedyś pokładało się tyle ufności to teraz z ich strony doświadczamy tyle przykrości? Nie wiem, może nie mam racji, ale tak mi się właśnie wydaje...
Ktoś kto ma to czego chce, mówię o rzeczach materialnych, to często narzeka na samotność... Że oddałby wszystko za osobę która będzie z nim to wszystko dzieliła... Ktoś kto ma kasę i miłość często zostaje wystawiony na próbę ciężkiej choroby. Tak świat jest skonstruowany od wielu wielu lat...

Dlaczego mam wrażenie, że ludzie na siłę chcą udowadniać światu że są szczęśliwi? Patrząc nawet na takie proste narzędzie dzięki któremu głowie dowiadujemy się co słychać u naszych znajomych - facebook. Czasami mam wrażenie, że przez to w ludziach buduje się poczucie takiej irytacji... Budzą się pytania "dlaczego ktoś ma wszystko?", "dlaczego mnie nie stać na to, co ma mój kumpel, który chwali się swoją nową fura?"... Mogę tak przytaczać wiele przykładów, ale myślę że wiadomo o co mi chodzi... Niestety mentalność ludzi nie jest pod tym względem zadowalająca. Najgorszą rzeczą jest ZAZDROŚĆ. Nam ludzie zazdroszczą, my zazdrościmy... Niestety tak jest. Mało doceniamy to co mamy... Skupiamy się głównie na tym czego nie mamy... Wredna cecha, ale tak niestety jest. Podejrzewam, że mało która osoba może powiedzieć, że takie uczucie jest jej obce.

Nie wiem od czego zależy to czy ktoś ma "wszystko", żyje na jakimś zadowalającym standardzie... Nie brak mu na podstawowe rzeczy i ma w miarę szczęśliwą rodzinę, a drugi same długi, choroby, samotność. Chciałabym poznać odpowiedź na to pytanie, ale to chyba już nie w tym życiu.

Generalnie niestety ostatnio mam poczucie wielkiej niesprawiedliwości... Pewno nie ja pierwsza i nie ostatnia. Przykre, ale prawdziwe. Chciałabym czerpać prawdziwe szczęście z tego co sama posiadam, nie patrząc w złych chwilach na to co mają inni. Bo na szczęście takie myślenie nie doskwiera mi ciągle... Mam nadzieję, że kiedyś posiądę tą wspaniałą cechę.




środa, 8 maja 2013

Wartości.

Bardzo często się zastanawiam nad tym co się stało z ludźmi w "tych" czasach... Gdzie są te wszystkie wartości którymi powinien się kierować każdy z nas. Co się teraz liczy najbardziej? Pieniądze, kariera, samodzielność... Samodzielność finansowa, żeby móc powiedzieć - mam auto, mieszkanie, pracę i jestem w stanie sam/sama się utrzymać. To teraz człowiek ceni jako spełnienie. Praktycznie każdy z nas planujący założyć rodzinę na pytanie 'kiedy' odpowiada - jak mnie będzie na to stać. Co to w ogóle oznacza? Kiedy ile będzie na koncie? ...

Niestety sama mam takie podejście... Nie sama z siebie, ale cała sytuacja do tego zmusza. Nie jest sztuką teraz potocznie mówiąc zrobić sobie dziecko, sztuką jest je godnie wychować... Przeżywam teraz okres gdzie czuje obrzydzenie do naszego kraju. Jak to mówią wszędzie dobrze gdzie nas nie ma... Ale niestety taka jest prawda, że w Polsce "średnia" klasa ludzi ma okropnie ciężko. Ludzie muszą pracować po 2 etaty na raz i nie stać ich na godne życie. Godne w sensie zaspokoić podstawowe potrzeby, móc wyjechać na wakacje i nie liczyć każdego grosza codziennie... Nie wspominając o tych ludziach których generalnie rzecz ujmując utrzymuje państwo i nie stać ich totalnie na nic. Młodzi ludzie mają teraz bardzo, ale to bardzo pod górę... Zero perspektyw. Życie kopie w tyłek na każdym kroku. Pesymizm pesymizm wieje!!

Patrząc na to wszystko można powiedzieć, że liczy się tylko kasa. Mam teraz praktyki w hospicjum... I to miejsce niewątpliwie uczy pokory... Uczy tych najważniejszych wartości... Pokazuje co w życiu jest najważniejsze i o co należy tak zabiegać... zabiegać co najmniej tak bardzo jak wszyscy teraz o pieniądze. Najważniejszą wartością w życiu jest miłość... bliscy i zdrowie. Patrząc na pacjenta mającego kupę forsy... Bogatą rodzinę, a umierającego na raka nie można nie mieć takich przemyśleń... Kiedy słucha się jak mówi, że wszystkie pieniądze by oddał za kilka lat życia... Tymczasem pacjent czeka na śmierć i ma dwie opcje: 1. umrze z uduszenia się... 2. umrze z krwotoku w wyniku pęknięcia tętnicy. Perspektywa straszna, straszne cierpienie... Pokora i jeszcze raz pokora. Za każdym razem kiedy wychodzę stamtąd ciesze się, że mam najcudowniejszego na świecie chłopaka, kochających rodziców... Najbliższe mi osoby które chciałabym, żeby zostały ze mną do końca życia. Jednak każdy z nas wie, że jest to niemożliwe... Mimo iż mam lekko ponad 20 lat, boję się czasu kiedy miałabym zostać sama z chorobą i samotnością... Skazana na pomoc takich młodych studentek jaką ja teraz jestem i pielęgniarek. Dzisiaj słowo DZIĘKUJĘ... najszczersze ze wszystkich DZIĘKUJĘ jakie można usłyszeć... Usłyszałam kilkakrotnie. Ludzie dziękują tak szczerze za to, że pomogę im zjeść posiłek... Wypić herbatę... Porozmawiać z nimi. Normalnie nie zdajemy sobie sprawy jak ważna dla starszych ludzi jest rozmowa z nami. Dzisiaj rozmawiałam z pacjentem, którego udało się nam na wózku wyprowadzić do ogrodu... Nie był na zewnątrz od 5 lat. Niesamowite jak ciekawił go każdy odgłos... Takie i wiele innych emocji odczuwam tam każdego dnia. Obok ciężkiej pracy, jaką niewątpliwie tam wykonujemy - fizycznej pracy - trzeba umieć odszukać to wszystko poza tym. To co jest ukryte w każdym uśmiechu pacjentów, każdym geście... Grymasie twarzy przy najmniejszym ich ruchu... Każdej łzie. Nie każdy ma szansę na obcowanie z takimi ludźmi, na przebywanie w takich miejscach... Ale żeby to wszystko odkryć można zostać wolontariuszem. W hospicjach jest pełno młodych, ale nie tylko młodych ludzi, którzy bezinteresownie poświęcają swój wolny czas by pomóc innym. Tego nie da się przełożyć na pieniądze... Nie da się przełożyć na nic, trzeba tego po prostu doświadczyć.

Czasem wydaje mi się, że jestem zbyt wrażliwa. Dzisiaj kilkakrotnie pociekła mi po policzku łza, którą trzeba ukrywać przed innymi. Nie wiem, być może jest tak ponieważ jeszcze bardzo krótki okres czasu mam styczność z chorymi ludźmi. Podobno z czasem to mija... Jednak ja nie chcę żeby mi to minęło. Te łzy wzruszenia i niejednokrotnie łączenia się w bólu i cierpieniu z innymi dają coś, co trudno mi opisać słowami. Może kiedyś znajdę na to słowa ;)

Kończąc swoje przemyślenia po tych kilku dniach tam spędzonych, mam nadzieję - co życzę sobie i każdemu któremu chciało się przeczytać tę notkę - aby nie pochłonęła nas ślepa pogoń za pieniądzem... Żebyśmy potrafili doceniać bliskość innych osób i żebyśmy w miarę naszych możliwości dawali cząstkę siebie innym :)

Dobranoc!


piątek, 3 maja 2013

Powroty.

Tytuł posta mówi o wszystkim co działo się ostatnio w moim życiu.
Mimo tego, że nie skończyłam jeszcze studiów (nad czym baaaardzo ubolewam) to skończył się  etap tzw. studiowania. Wróciłam z trzyletniego bycia poza domem - do domu w którym bywałam tylko z okazji świat bądź wakacji. Jak mi z tym? Hmm... bardzo dziwnie! Teraz już na pewno stało się coś, o czym wiedziałam, że się stanie ale dopiero teraz czuje to tak namacalnie... Jak to zawsze w życiu bywa coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć. Nie żegnam się jeszcze z moimi znajomymi ze studiów... Nie żegnam się jeszcze z nauką, której przede mną do lutego następnego roku jeszcze cała masa... Ale na pewno żegnam się bezpowrotnie z tym wszystkim co przeżyłam przez te 3 lata mieszkając z koleżankami, widując rodziców raz na 2, 3 tyg... Bądź co bądź żegnam się z samodzielnością której się niewątpliwie nauczyłam... Żegnam się z taką swojego rodzaju beztroską... Robieniem tego na co miałam ochotę... Każdy kto był w takiej sytuacji wie co mam na myśli...
Co mnie teraz czeka? Niewątpliwie pół roku praktyk. Obrona a później? Plan mamy cudowny - byle tylko udało się go zrealizować!

piątek, 19 kwietnia 2013

Niesamowity cud życia!!

Właśnie wróciłam z czterogodzinnej operacji na otwartym sercu! :) Kto pierwszy raz widział naocznie bijące serce, wie o czym mówię i skąd moja ekscytacja... :)

Jako że jest piątek to skończyłam całotygodniowy blok zajęć z anestezjologii. Podzielę się moimi wrażeniami. Będąc na trzecim roku, można powiedzieć, że "przeszłam" już przez wszystkie oddziały... Co za tym idzie udało mi się poznać na jakim oddziale chciałabym pracować, a na jakim kompletnie bym się nie widziała. Już teraz wiem, że nie mogłabym pracować na pediatrii... Nie dlatego, że nie lubię dzieci, tylko że po prostu nie miałabym nadzwyczajnie cierpliwości - i to też nie do dzieci konkretnie tylko do rodziców... Którzy w trosce o swoje pociechy potrafią być bardzo męczący... Nie podoba mi się również neurologia, uważam że jest to oddział ciężki i przygnębiający. Oddział wewnętrzny też średnio mi przypasował.

Możnaby powiedzieć, że wybrzydzam, ale ja tylko mówię o swoich zainteresowaniach i spostrzeżeniach. Baaardzo na II roku podobała mi się chirurgia, dużo się dzieje, nie ma monotonii. Właśnie z tym oddziałem wiązałam swoje plany, aż do teraz! Zakochałam się w anestezjologii :) Intensywna terapia też jest piękna. Ale niestety nie ma za kolorowo :) Jest to najtrudniejszy oddział, gdzie najczęściej walczy się o ludzie życie... Decyzje podejmuje się w sekundach! Ale właśnie to jest takie porywające w tej pracy. Blok operacyjny... Przygotowanie pacjenta do każdego zabiegu. Kiedy widzi się z jaką ufnością i pytaniem w oczach pacjenci usypiają, niejednokrotnie bojąc się czy po ciężkiej operacji się obudzą. Niestety był przypadek, że pacjentka się nie wybudziła... W trakcie operacji kiedy głośno zawyje aparatura i trzeba podejmować decyzje nagle. Ja ze swoich obserwacji wywnioskowałam, że pielęgniarka anestezjologiczna musi być oazą może nie spokoju, ale wielkiego opanowania! Trzymania nerwów na wodzy, tam gdzie inni załamaliby ręce. Złapałam "bakcyla" tej pracy i będę robić wszystko żeby kiedyś znajdować się na miejscu kobiety, której przez tydzień zazdrościłam :)

Wracając do tematu posta... Kiedy pierwszy raz zobaczyłam, jak chirurdzy rozcinają pacjentce klatkę piersiową i po długich przygotowaniach wyłoniło się bijące serce - miałam ciarki na całym ciele :) Niesamowite jest to, że takie małe "cudo" potrafi zaopatrzyć nasz cały organizm w to co dla nas najważniejsze... W tym całym "cudzie" wystarczy, że wysiądzie minimalny kawałeczek i może to doprowadzić do opłakanych skutków. Kiedy naocznie zobaczyłam jak lekarze zatrzymują serce pacjentki i rolę serca przejmuje skomplikowana aparatura, oddech respirator i cały organizm staje w miejscu, żeby móc przeszczepić niewielką zastawkę byłam podekscytowana. Z resztą każda z nas była i podejrzewam, że osoba "z ulicy" również czułaby emocje. Medycyna jest teraz naprawdę mocno rozwinięta, ale nie ma się co dziwić to w końcu kardiologia. To w nią inwestuje się najwięcej pieniędzy, prawie każdy lekarz marzy o specjalizacji z kardiologii. Nie ma co ukrywać jest to dziedzina bardzo przyszłościowa.

Teraz weekend, pora naładować akumulatorki i przygotować się na kolejny, równie ciekawy, ale też odmienny blok psychiatrii.





niedziela, 14 kwietnia 2013

Wybory, wybory...

Tak się zastanawiam, co ja sobie myślałam tak z 5 lat temu... Miałam wtedy 17 lat. I już wiem co myślałam.
"Będę kończyć studia, będę miała jakiś tam zawód (bo oczywiście kończyć studia będę ale jeszcze nie wiedziałam do końca jakie), znajdę sobie szybciutko fajną pracę... Założę rodzinę - bo przecież chcę być młodą mama! Dziecko do 24 najpóźniej! Zarobię na mieszkanie... Pomogę wszystkim z mojej pierwszej wypłaty!" Ogólnie - myślałam że mając lat 22, 23 będę ustatkowaną młodą kobietą, którą będzie stać na podstawowe rzeczy, ale również zachcianki. Ciekawa ilu z nas miało takie myślenie w tym wieku - podejrzewam że dużo. Jednak powiedzenie które uważam za najbardziej trafne - Życie depcze wyobraźnię -  Jest tutaj jak najbardziej na miejscu.

Kolejno podjęłam wiele osobistych wyborów, które mogę na szczęście powiedzieć z tej perspektywy były trafne. Wybrałam studia - uważam jeden z najważniejszych wyborów w moim życiu do tej pory. Jednak co w związku z tym... Same wybory, a do realizacji moich planów sprzed 5 lat daleka droga!
Obecnie stałam przed wyborem tematu pracy licencjackiej, może mniej ważny wybór mojego życia, ale jednak istotny bo będę się z nim zmagała przez najbliższe pół roku.

Najbardziej boje się wyborów tych które dopiero nastąpią. W momencie kiedy dostanę do ręki dyplom pielęgniarki i... No własnie i co dalej? Iść do pracy? - oczywiście trzeba bo dość inwestowania we mnie moich rodziców. Uczyć się dalej? - przydałoby się... Bo teraz jak nie ma mgr przed nazwiskiem jest cięzko, jednak czy magiczne MGR gwarantuje pracę? Jasne, że nie gwarantuje. No i w końcu pytanie czy - wyjechać? Nie od dzisiaj wiadomo, że pielęgniarki za granicą dużo lepiej zarabiają niż w Polsce. Mają lepszy standard życia... Jednak czy to na pewno dobry wybór? Wyjechać i zarabiać na swoją przyszłość? Ale jaką? Gdzie? Wyjechać, zasmakować życia tam gdzieś w świecie, wrócić i co dalej? Gdzie iść do pracy? A gdzie plany o zostania młodą mama? Myśląc tymi kategoriami to o rodzinie w obecnych czasach myśli się na szarym końcu. A co jest w życiu ważniejszego niż rodzina? Te pytania i wybory będą najtrudniejsze i w przeciwieństwie do siebie 5 lat temu, nie patrzę w przyszłość z taką łatwowiernością. Nie widzę jej również w czarnych barwach bo wiem, że do celu nie podążam sama. Nie wiem jak będzie moje życie wyglądało za 5 lat, czy chociaż w minimalnym stopniu spełnię swoje marzenia. Wiem, że trzeba raz na zawsze pogodzić się z tym, że ktoś decyzje będzie podejmował za mnie. Że nikt mi nie powie co mam zrobić, jak zrobić żeby było dla mnie dobrze...

Ufam w to, że mimo wszelkich trudności jakie na pewno mnie spotkają, będę mogła pracować w zawodzie jaki sobie wybrałam. Że życie aż tak mocno nie zdepcze mojej wyobraźni i marzeń... i że za kilkanaście lat spełnią się marzenia o których myślałam stosunkowo niedawno.

Wszystkim życzę wyborów które będą satysfakcjonowały, mimo że dążenie do nich będzie ciężką drogą.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Pogodny koniec?

Czym jest starość? Każdemu z nas kojarzy się z chorobą, samotnością, smutkiem, niedołężnością... Generalnie same negatywy... Nie ma się czemu dziwić. Ja mając teraz 22 lata już się nad tym zastanawiam. Czy jest to normalne? Myślę, że mając styczność z tyloma starszymi osobami, patrząc na ich ból i samotność - tak jest to normalne. Dziwne wg mnie byłoby gdybym się nad tym nie zastanawiała...

Będąc na zajęciach, odwiedzając w domach chorych, którzy czekają na "białą damę" jak ładnie śmierć określiła jedna z pacjentek, nie można nie mieć żadnych przemyśleń na ten temat. Niestety mnie one uderzają ostatnio z podwójną siłą... Raz praktyki w hospicjum (swoją drogą jedne z lepszych praktyk jakie miałam), dwa środowisko i odwiedzanie pacjentów w domach... Trzy DOM pomocy społecznej (miejsce najmniej mile przeze mnie wspominane już od I roku studiów). Jednak muszę powiedzieć, że dzięki praktykom w dpsie zrozumiałam, że mogę "brnąć" dalej w przygodę jaką jest pielęgniarstwo. Tam spotkałam najcięższe stany, najcięższą pracę jaką wg mnie może pełnić pielęgniarka. Bo zawsze w takim miejscu gdzie generalnie praca opiera się na myciu, zmienianiu pampersów, zmianie pościeli, karmieniu rodzi się pytanie - po co mi studia do takiej pracy?. Nie jest to pytanie dziwne, normalne w takim miejscu. Jednak w takich miejscach ludzie są nam najbardziej wdzięczni ponieważ jesteśmy i pomagamy im w najbardziej krępujących i najważniejszych czynnościach życia codziennego...

"Dziękuje Kochanie..." wypowiedziane z ust starszej pani, mającej łzy w oczach, cierpiącej w swojej niemocy są tak dosadne, że po wykonaniu nawet najcięższej pracy przy niej zapomina się o tym trudzie. Wiem wówczas, że zaspokoiłam najbardziej intymne i najważniejsze potrzeby w życiu tej babci, która całymi dniami leżąc, nie kontrolując swoich potrzeb może liczyć tylko na naszą pomoc. Taka pomoc uzależnia! :) Chce się ją wówczas czynić bezinteresownie bo najważniejsze i najpiękniejsze podziękowanie to wdzięczny wzrok, pełen radości i ufności kierowany w naszym kierunku. Teraz mając 22 lata, studiując i  mając styczność z pielęgniarstwem od 3 lat jestem wrażliwa, doceniam takie gesty i słowa. Najbardziej życzę sobie żeby po 10, 15, 25 latach pracy to się nie zmieniło. Żebym za każdym razem pomagając starszej babci, obdarzając dobrym i ciepłym słowem miłego starszego pana potrafiła czerpać z tego radość. Często obserwuję wszędzie obecną znieczulicę, wykonywanie automatyczne pewnych czynności... Pielęgniarki nie przywiązują już zupełnie wagi do tego ile dają tym biednym osobom... Zachowują się jak roboty... Niesatety wypalenie zawodowe dotyka bardzo wielu pielęgniarek. Ale mam też świadomość, potwierdzoną swoimi obserwacjami, że są kobiety które nawet po 40 latach pracy niosą pomoc i dobre słowo chorym z sercem na dłoni. Jest to możliwe! Mam nadzieję, że mi się to uda i życzę tego każdej młodej pielęgniarce :)

Obserwując ostatnio jedną z pacjentek, która opowiadała mi że na świecie została juz zupełnie sama, zadałam sobie pytanie od czego zależy jaka czeka nas starość? Nie ma chyba odpowiedzi na to pytanie... Są osoby, które dawały innym ludziom w życiu wiele dobrego... Mają po dwójkę dzieci, wnuki i na starość oddaje się ich do domu pomocy bądź hospicjum. Ja osobiście nie potępiam rodziny która umieszcza tam starszą osobę. Wychodzę z założenia, że tam będzie miała/ miał fachową opiekę, nie będzie całych dni spędzali sami... Często rodziny nie mają możliwości opieki 24 h / dobę - co nie zmienia faktu, że są źli oddając tam swoją matke, babcię, prababcię... A ludzie zawsze będą gadać i ubierać wszystkim po swojemu, nie znając problemu "od środka".

Najbardziej  z tego wszystkiego przeraża mnie fakt, że kiedyś za x lat... Mogę zupełnie się zmienić, nie będę poznawała swoich bliskich... Będę ciężarem dla innych. To w starości przeraża mnie najbardziej, bo zawsze człowiek niedołężny, ale trzeźwy na umyśle jest inny niż człowiek który z demencją nie będzie poznawał swojej rodziny... Bo uroda przeminie, figura, pieniądze... Ale wspomnienia zostają i one są najpiękniejsze jak słucham o życiu starszych pacjentów. Przykro jest mi wówczas jak podchodzę do osoby, która mając np 70 lat ma wrażenie, że wcześniej nic nie było... Nie ma wspomnień... Nie poznaje bliskich... To chyba jest najboleśniejsze u kresu dni. Niestety nie możemy przewidzieć co nas czeka. Wierzę, że każdy z nas ma zapisaną kartę i będziemy ją odkrywać w swoim czasie, nie za wolno, nie za szybko..



My jako pielęgniarki możemy tylko pomagać chorym w godnym i w miarę możliwości pogodnym przechodzeniu z tego na tamten świat. To jest najpiękniejsze... I musimy przede wszystkim pamiętać żeby starsze osoby traktować tak, jak sami chcemy żeby nas traktowali pod koniec naszego życia. Podarowane dobro powraca i w to wierzę jak w mało co na tym świecie :).


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Na 'dzień dobry' !

Na wstępie wypadałoby się przedstawić, ale na razie tego nie zrobię ;) 

Napiszę tylko dlaczego wyznania przyszłej pielęgniarki, niestety jeszcze nie pełnoprawnej ponieważ jestem studentką III roku... Zostało już tak nie wiele! :) Za rok o tej porze mam nadzieję, że będę mogła się już pochwalić dyplomem. 

Podczas mojej trzyletniej drogi z pielęgniarstwem spotkałam wielu ludzi... Wielu pacjentów i ich rodzin. Co za tym idzie dużo rzeczy zaobserwowałam, dużo wysnułam wniosków... W sprawach nie tylko medycznych, ale przede wszystkim życiowych. Niektórymi z nich będę chciała się tutaj podzielić. 

Nie mogę na dzień dobry nie poruszyć tematu, który NA SZCZĘŚCIE dla mnie się już trochę "przejadł" w moim otoczeniu, ale który męczył mnie kolo 2 lat... Mianowicie, pytanie "dlaczego pielęgniarstwo?!" , "dlaczego nie medycyna ?!" , "dlaczego taki ciężki i niewdzięczny zawód?!", "chce ci się spędzić całe życie na podcieraniu tyłków?!" itp... Niestety jest w społeczeństwie takie mniemanie. Tylko co ma do powiedzenia osoba, która nigdy nie doświadczyła takiej wdzięczności od drugiej, chorej osoby jak my pielęgniarki? Jasne, że nie wszyscy się nadają do tego zawodu :) Każdy ma jakąś swoją ścieżkę w życiu i ją będzie realizował, ale po co tyle chamskich komentarzy? Wybierając ten kierunek studiów świetnie sobie zdawałam sprawę, że nie będę siedziała pół życia za biurkiem tylko że (może banalnie to brzmi) służyć drugiemu człowiekowi w największej potrzebie jaką jest choroba... Będę uczestniczyła w narodzinach jak i niestety śmierci. Będę cierpiała razem z pacjentami, jak również będę cieszyła się z ich powrotów do zdrowia...

Takie i inne moje przemyślenia chcę tutaj umieszczać i nimi się dzielić... :) 
Na początek myślę, że wystarczy... Zostawiam tutaj fotografię... Kiedy na nią patrzę to dodaje mi otuchy i utwierdza w tym, że wybrałam CUDOWNY zawód :) Kwestię wypalenia zawodowego poruszę innym razem... Bo ja będąc dopiero na III roku byłam temu bliska. Żeby nikt nie myślał, że żyję w jakimś innym świecie gdzie wszystko związane z pielęgniarstwem jest wspaniałe... Żyjemy tylko, albo może i aż w Polsce i niestety ta kwestia jest tutaj na szarym końcu. No ale nie o tym teraz mowa. 

Zostawiam fotografię i życzę żeby każda przyszła bądź już będąca pielęgniarka potrafiła czerpać z niej tyle co ja!