czwartek, 30 kwietnia 2015

Wielkie powroty!!

Wow... ile mnie tu nie było? Prawie 2 lata! Pierwsze co zrobiłam, to zmieniłam nazwę bloga - bo jestem już młodą pielęgniarką z rocznym stażem!

Nie wiem dlaczego tak olałam temat... Chociaż w sumie to wiem. Działo się przez ostatnie 2 lata tyleeee, że nie zdołam tutaj tego opisać.

W wielkim skrócie - najpierw zawodowo :) Obroniłam mój licencjat na 5! Zdawałam na oddziale wewnętrznym. Było ciężko, ale opłacało się.

Problemu ze znalezieniem pracy w zawodzie... nie miałam. Swoją karierę zawodową rozpoczęłam w poradni specjalistycznej, Zajmowałam się małymi zabiegami chirurgii szczękowej, laryngologii... Ale to nie było miejsce dla mnie. Nie mogłam znieść panującej tam atmosfery... Jestem teraz na studiach magisterskich i nie wyobrażałam sobie wtedy pracy w warunkach : jest lekarz ..... długo długo niccc...  i pielęgniarka. Każdy z nas w sensie lekarza i pielęgniarki posiada teraz studia. Dlaczego mamy lekarzy traktować za kogoś lepszego? Dlaczego? Dlaczego ja mam być od robienia kawki? Wypisywania czegoś co leży w gestii lekarza - bo jemu się nie chce? Odmówić tam nie wypadało - bo? Bo po prostu to jest lekarz. Uśmiech na twarzy mimo problemów, choroby... Straszne...  Dlatego zwolniłam się stamtąd.

Teraz spełniam się zawodowo pracą w szpitalu :) Wiadomo, są dni lepsze i gorsze, pacjenci ci bardziej chwytający za serce oraz ci po prostu wnerwiający... Z lekarzami też żyje się, z jednymi lepiej z drugimi gorzej. Są ludzie i ludzie... Ale do pracy chodzę z chęcią. Nie jak na ścięcie i chyba o to chodzi. Żeby każdy znalazł swoje miejsce.

Teraz troszkę o swoim życiu osobistym. Mieszkam z Narzeczonym... planujemy wesele :) już za rok!

Jeśli czyta to ktoś, kto chce swoje plany związać z pielęgniarstwem... Nie jestem osobą która będzie Was zniechęcać. Mnie nie zniechęcił nikt ani nic... Miałam okazję rzucić studia, pójść na inny kierunek, ale nie zrobiłam tego. Widać tak miało być. Jeśli chodzi o kwestię zarobków - tu jest zgrzyt. Nie ma co kręcić, zarobki są marne... Jak na rodzaj wykonywanej pracy. Ale Dziewczyny/ Chłopaki to my możemy zmienić cokolwiek... to my pokolenie 20 kilku latków za jakiś czas, gdy ze stołków zejdą Panie, które mówią że tak ma być, że nic się nie zmieni... możemy coś zdziałać. Nie osobiście nie wyobrażam sobie pracy, gdzie moja wypłata mając tytuł mgr, kursy i doświadczenie a na kwitku miałoby widnieć 1700 zł. Dlaczego kobiety zgadzają się na takie pensje? wiem... mają rodziny, dzieci na utrzymaniu, kredyty... wychodzą z założenia że lepsze to niż nic... Ale kiedy my same nie zaczniemy traktować siebie z szacunkiem to nikt nas szanował nie będzie. Wiadomo, idzie wypracować 3 etaty... idzie, widzę to po swoich koleżankach. W społeczeństwie panuje opinia, że pielęgniarka zniesie wszystko. Dlaczego Pani w urzędzie mająca dziennie 7,5 h pracy - weekendy wolne - jest zmęczona? nie pójdzie do drugiej pracy , bo nie pójdzie. Pielęgniarka mająca 250 h na miesiąc nikogo nie dziwi... bo to PIELĘGNIARKA - ROBOT w czystej postaci. Musiałam wylać swoje żale.. sory ;)

Szykują się strajki pielęgniarek. Szkoda, że walczą o nas panie które maja jeden etacik przy biurku i ciężkich dyżurów z pacjentami nie miewają. Ale ok - trzymajmy kciuki i niech ktoś w końcu nas potraktuje poważnie. Strajk gdzie pielęgniarki odejdą od łóżek na max 2 h jest śmieszny. Kiedy strajkowali lekarze - pielęgniarki siedziały na frico i nikt nawet nie pomyślał, że zamknięte przychodnie to nie tylko szkoda dla pacjentów ale dla Nas też. Szkoda, że nikt nie traktuje nas poważnie...

wtorek, 9 lipca 2013

Wakacje?

Generalnie... Można powiedzieć że są. Jednak wszystko co kojarzy się z wakacjami - to mi się z tym nie kojarzy :D 

Jak napisalam wcześniej teraz każdy dzień wygląda na zmianę... Praca , praktyki , praca itp... Albo na hardcora rano praktyki później praca ;) Ale w domu się nie wysiedzi ;) tym bardziej, że doszła mi piękna okazja na którą muszę odkładać razem z moim od niedawna Narzeczonym :))) 

Jeśli chodzi o praktyki... Hmm, jestem już po ginekologii, położnictwie - moje doświadczenia z tego czasu są bardzo pozytywne. Przyjemne oddziały, personel również. Na położnictwie wiadomo , uśmiechy od ucha do ucha i słodkość się wylewa po brzegi oddziału. Nie ma się co dziwić, każdy podziwia maleństwa. Jeden z pozytywniejszych oddziałów. Położnictwo jako studia też fajne.. Myślalam o tym,, ale jeśli chodzi o zatrudnienie to jest dno... Możliwość zatrudnienia na 2 oddziałach przy tylu pracownicach jest bardzo trudna. 

Teraz jestem w trakcie robienia praktyk na OIOMie... i jestem mega pozytywnie zaskoczona! :) Jeśli po studiach udałoby mi się dostać zatrudnienie na tym oddziale, podejrzewam że byłabym bardzo zadowolona. Oddział naprawdę bardzo ciężki... Pacjenci na ogół nieprzytomni, respiratory, pompy itp... Chcąc coś zrobić przy pacjencie trzeba się przebić przez gąszcz kabli, rurek i w ogóle. Ale jest to niewątpliwie oddział na którym można się nauczyć najwięcej. 

Przez ten czas dużo się nad wszystkim zastanawiałam... Zaręczyny i perspektywa założenia własnej rodziny sprawiły, że mój swiatopogląd trochę się zmienił. Nie myślę już o wyjeżdzcie za pół roku... Narazie jestem na etapie, że chcę zrobić za ciosem mgr. Niestety ja nie jestem przekonana co do tego, nie uważam, że bez tego teraz nie będę mogła się obyć, ale wiem że w przyszłości będzie mi to potrzebne i wtedy mogę już nie mieć takiej sytuacji, żeby się uczyć. Taka jest prawda, że wtedy będą inne priorytety. 

Wszystko się okaże. Mam nadzieję, że wszystko poukłada się tak jak powinno dla nas najlepiej :) 


środa, 19 czerwca 2013

I po wszystkim! :)

Oficjalnie mam już wakacje ;) mogę się pochwalić super zdaną sesją :D trud się opłacił :)

Hmm i co teraz... wakacje i w sumie do odrobienia jeszcze ponad miesiąc praktyk. Nie mam zielonego pojęcia jak to pogodzić z pracą, ale mam nadzieję że pójdą mi na rękę i będę mogła robić je co drugi dzień... z czego prosty wniosek wakacje codziennie po 12 h zawalone. Ale to nic ;) Kiedyś sobie to odbiję :D

Tak się generalnie ostatnio zastanawiam - nad ludźmi. Może obszerne, ale tak mnie ostatnio naszło... Najwięcej chyba po moich egzaminach i teraz po różnych spotkaniach z ludźmi. Czy każdy z nas jest w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie? Zawsze miałam jedną zasadę... Że jak coś się działo źle... Czy też dobrze, miałam w tendencji mówić " tak miało widać być ". Wiele razy w życiu używałam tego sformułowania. Czy ja teraz jestem w dobrym miejscu o dobrym czasie? Wydaje mi się , że tak :)
Miałam możliwość zmiany studiów po I roku... Pełno wątpliwości i bicie się z myślami... Zakładanie... Niech się stanie coś żebym wiedziała co zrobić...  I działo się, wiele wiele rzeczy za tym żebym została na tym kierunku :)

Jednak patrząc na innych ludzi... Starszych ode mnie, w moim fachu, na mojej uczelni tak sie zastanawiam czy faktycznie oni są na odpowiednim miejscu? Czy ludzie którzy mają mnie uczyć tego zawodu, który jednak wymaga wiele empatii, zrozumienia, współczucia itp... Czyli generlanie pozytywnych cech, az tak mogą od tego obrazu odbiegać?? Nie ogarniam, jak ludzie którzy mają wiedzę przekazywać innym ludziom mogą czerpać z negatywnych wyników innych jakąś satysfakcję :/ Ale przypuszczam, że nie jedna osoba się już nad tym zastanawiała i nie ma na to dobrej odpowiedzi ;)
Współczuje ludziom, o których jak się na nich patrzy i na ich profesję którą sobie obrali, inni mówią że się totalnie do tego nie nadają... Coś czemu się poświęciło pół życia, całe życie... Powinno dawać taka satysfakcję i każdy powinien się do tego nadawać. Nie mówię żeby być super świetnym np na studiach, jeśli chodzi o oceny, ale o cechy charakteru które są potrzebne w danych zawodach...

Tak jak nauczycielka powinna mieć dar przekazywania wiedzy, Pani w urzędzie powinna być komunikatywna i raczej pozytywnie nastawiona do ludzi a nie z góry na "nie" z dodatkową krzywą miną, Pielęgniarka powinna być profesjonalistką w czynnościach pielęgniarskich czyli powinna mieć "lekką rękę" i podejście do pacjentów... Chyba wiadomo o co mi chodzi...

Moją życiową porażką byłoby, gdyby ktoś mi kiedyś powiedział w twarz że minęłam się z powołaniem... Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i mam nadzieję, że nie będę musiała takiej porażki nigdy przełknąć.

Narazie cieszę się zdaną sesją :) Czekam na weekend bo ma być on pod znakiem mam nadzieję fajnej zabawy i odstresowania a w przyszłym tygodniu szykuję się na wzwyżkę mojego wieku :D


tak optymistycznie ;)

wtorek, 11 czerwca 2013

Sesjo, sesjo! Miń prędko!

Niestety na obecną chwile w mojej głowie nie tworzą się żadne mądre przemyślenia... Nie mam żadnych obserwacji z pielęgniarskiego życia... Nic mnie w tej dziedzinie nie nurtuje, nie wzruszam się za specjalnie ponieważ... Mam sesję ;) Cały mój wolny czas poświęcam tej drugiej stronie moich studiów czyli siedzeniu w książkach. Nauki niestety mam bardzo dużo... Egzamin generalnie dzień w dzień przez co praktyki poszły na dalszy plan... Zajęć z uczelni już też nie mam więc nie ma się co dziwić, że zaniechałam przez jakiś czas pisanie :)

Mam nadzieję, że za tydzień będę mogła się pochwalić dobrze zdaną sesją i zakończonym III rokiem.

czwartek, 30 maja 2013

Szczęśliwe życie?

Co to znaczy wieść teraz szczęśliwe życie? Oczywiście dla każdego z nas to oznacza co innego... Każdy z nas ma inne priorytety i każdego z nas będą uszczęśliwiały inne rzeczy.

Jednak ja piszę tutaj o obserwacjach ze swojego otoczenia... Tak naprawdę w koło widzę mało szczęśliwych ludzi. Bo jeśli komuś wiedzie się w miłości, ma swoją upragnioną drugą połowę - to dlaczego klapa jest w innych dziedzinach życia? Dlaczego wówczas borykamy się z problemami finansowymi? Brakiem pracy? Chorobą w rodzinie? Znajomi fundują nam same zawody... Ludzie w których kiedyś pokładało się tyle ufności to teraz z ich strony doświadczamy tyle przykrości? Nie wiem, może nie mam racji, ale tak mi się właśnie wydaje...
Ktoś kto ma to czego chce, mówię o rzeczach materialnych, to często narzeka na samotność... Że oddałby wszystko za osobę która będzie z nim to wszystko dzieliła... Ktoś kto ma kasę i miłość często zostaje wystawiony na próbę ciężkiej choroby. Tak świat jest skonstruowany od wielu wielu lat...

Dlaczego mam wrażenie, że ludzie na siłę chcą udowadniać światu że są szczęśliwi? Patrząc nawet na takie proste narzędzie dzięki któremu głowie dowiadujemy się co słychać u naszych znajomych - facebook. Czasami mam wrażenie, że przez to w ludziach buduje się poczucie takiej irytacji... Budzą się pytania "dlaczego ktoś ma wszystko?", "dlaczego mnie nie stać na to, co ma mój kumpel, który chwali się swoją nową fura?"... Mogę tak przytaczać wiele przykładów, ale myślę że wiadomo o co mi chodzi... Niestety mentalność ludzi nie jest pod tym względem zadowalająca. Najgorszą rzeczą jest ZAZDROŚĆ. Nam ludzie zazdroszczą, my zazdrościmy... Niestety tak jest. Mało doceniamy to co mamy... Skupiamy się głównie na tym czego nie mamy... Wredna cecha, ale tak niestety jest. Podejrzewam, że mało która osoba może powiedzieć, że takie uczucie jest jej obce.

Nie wiem od czego zależy to czy ktoś ma "wszystko", żyje na jakimś zadowalającym standardzie... Nie brak mu na podstawowe rzeczy i ma w miarę szczęśliwą rodzinę, a drugi same długi, choroby, samotność. Chciałabym poznać odpowiedź na to pytanie, ale to chyba już nie w tym życiu.

Generalnie niestety ostatnio mam poczucie wielkiej niesprawiedliwości... Pewno nie ja pierwsza i nie ostatnia. Przykre, ale prawdziwe. Chciałabym czerpać prawdziwe szczęście z tego co sama posiadam, nie patrząc w złych chwilach na to co mają inni. Bo na szczęście takie myślenie nie doskwiera mi ciągle... Mam nadzieję, że kiedyś posiądę tą wspaniałą cechę.




środa, 8 maja 2013

Wartości.

Bardzo często się zastanawiam nad tym co się stało z ludźmi w "tych" czasach... Gdzie są te wszystkie wartości którymi powinien się kierować każdy z nas. Co się teraz liczy najbardziej? Pieniądze, kariera, samodzielność... Samodzielność finansowa, żeby móc powiedzieć - mam auto, mieszkanie, pracę i jestem w stanie sam/sama się utrzymać. To teraz człowiek ceni jako spełnienie. Praktycznie każdy z nas planujący założyć rodzinę na pytanie 'kiedy' odpowiada - jak mnie będzie na to stać. Co to w ogóle oznacza? Kiedy ile będzie na koncie? ...

Niestety sama mam takie podejście... Nie sama z siebie, ale cała sytuacja do tego zmusza. Nie jest sztuką teraz potocznie mówiąc zrobić sobie dziecko, sztuką jest je godnie wychować... Przeżywam teraz okres gdzie czuje obrzydzenie do naszego kraju. Jak to mówią wszędzie dobrze gdzie nas nie ma... Ale niestety taka jest prawda, że w Polsce "średnia" klasa ludzi ma okropnie ciężko. Ludzie muszą pracować po 2 etaty na raz i nie stać ich na godne życie. Godne w sensie zaspokoić podstawowe potrzeby, móc wyjechać na wakacje i nie liczyć każdego grosza codziennie... Nie wspominając o tych ludziach których generalnie rzecz ujmując utrzymuje państwo i nie stać ich totalnie na nic. Młodzi ludzie mają teraz bardzo, ale to bardzo pod górę... Zero perspektyw. Życie kopie w tyłek na każdym kroku. Pesymizm pesymizm wieje!!

Patrząc na to wszystko można powiedzieć, że liczy się tylko kasa. Mam teraz praktyki w hospicjum... I to miejsce niewątpliwie uczy pokory... Uczy tych najważniejszych wartości... Pokazuje co w życiu jest najważniejsze i o co należy tak zabiegać... zabiegać co najmniej tak bardzo jak wszyscy teraz o pieniądze. Najważniejszą wartością w życiu jest miłość... bliscy i zdrowie. Patrząc na pacjenta mającego kupę forsy... Bogatą rodzinę, a umierającego na raka nie można nie mieć takich przemyśleń... Kiedy słucha się jak mówi, że wszystkie pieniądze by oddał za kilka lat życia... Tymczasem pacjent czeka na śmierć i ma dwie opcje: 1. umrze z uduszenia się... 2. umrze z krwotoku w wyniku pęknięcia tętnicy. Perspektywa straszna, straszne cierpienie... Pokora i jeszcze raz pokora. Za każdym razem kiedy wychodzę stamtąd ciesze się, że mam najcudowniejszego na świecie chłopaka, kochających rodziców... Najbliższe mi osoby które chciałabym, żeby zostały ze mną do końca życia. Jednak każdy z nas wie, że jest to niemożliwe... Mimo iż mam lekko ponad 20 lat, boję się czasu kiedy miałabym zostać sama z chorobą i samotnością... Skazana na pomoc takich młodych studentek jaką ja teraz jestem i pielęgniarek. Dzisiaj słowo DZIĘKUJĘ... najszczersze ze wszystkich DZIĘKUJĘ jakie można usłyszeć... Usłyszałam kilkakrotnie. Ludzie dziękują tak szczerze za to, że pomogę im zjeść posiłek... Wypić herbatę... Porozmawiać z nimi. Normalnie nie zdajemy sobie sprawy jak ważna dla starszych ludzi jest rozmowa z nami. Dzisiaj rozmawiałam z pacjentem, którego udało się nam na wózku wyprowadzić do ogrodu... Nie był na zewnątrz od 5 lat. Niesamowite jak ciekawił go każdy odgłos... Takie i wiele innych emocji odczuwam tam każdego dnia. Obok ciężkiej pracy, jaką niewątpliwie tam wykonujemy - fizycznej pracy - trzeba umieć odszukać to wszystko poza tym. To co jest ukryte w każdym uśmiechu pacjentów, każdym geście... Grymasie twarzy przy najmniejszym ich ruchu... Każdej łzie. Nie każdy ma szansę na obcowanie z takimi ludźmi, na przebywanie w takich miejscach... Ale żeby to wszystko odkryć można zostać wolontariuszem. W hospicjach jest pełno młodych, ale nie tylko młodych ludzi, którzy bezinteresownie poświęcają swój wolny czas by pomóc innym. Tego nie da się przełożyć na pieniądze... Nie da się przełożyć na nic, trzeba tego po prostu doświadczyć.

Czasem wydaje mi się, że jestem zbyt wrażliwa. Dzisiaj kilkakrotnie pociekła mi po policzku łza, którą trzeba ukrywać przed innymi. Nie wiem, być może jest tak ponieważ jeszcze bardzo krótki okres czasu mam styczność z chorymi ludźmi. Podobno z czasem to mija... Jednak ja nie chcę żeby mi to minęło. Te łzy wzruszenia i niejednokrotnie łączenia się w bólu i cierpieniu z innymi dają coś, co trudno mi opisać słowami. Może kiedyś znajdę na to słowa ;)

Kończąc swoje przemyślenia po tych kilku dniach tam spędzonych, mam nadzieję - co życzę sobie i każdemu któremu chciało się przeczytać tę notkę - aby nie pochłonęła nas ślepa pogoń za pieniądzem... Żebyśmy potrafili doceniać bliskość innych osób i żebyśmy w miarę naszych możliwości dawali cząstkę siebie innym :)

Dobranoc!


piątek, 3 maja 2013

Powroty.

Tytuł posta mówi o wszystkim co działo się ostatnio w moim życiu.
Mimo tego, że nie skończyłam jeszcze studiów (nad czym baaaardzo ubolewam) to skończył się  etap tzw. studiowania. Wróciłam z trzyletniego bycia poza domem - do domu w którym bywałam tylko z okazji świat bądź wakacji. Jak mi z tym? Hmm... bardzo dziwnie! Teraz już na pewno stało się coś, o czym wiedziałam, że się stanie ale dopiero teraz czuje to tak namacalnie... Jak to zawsze w życiu bywa coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć. Nie żegnam się jeszcze z moimi znajomymi ze studiów... Nie żegnam się jeszcze z nauką, której przede mną do lutego następnego roku jeszcze cała masa... Ale na pewno żegnam się bezpowrotnie z tym wszystkim co przeżyłam przez te 3 lata mieszkając z koleżankami, widując rodziców raz na 2, 3 tyg... Bądź co bądź żegnam się z samodzielnością której się niewątpliwie nauczyłam... Żegnam się z taką swojego rodzaju beztroską... Robieniem tego na co miałam ochotę... Każdy kto był w takiej sytuacji wie co mam na myśli...
Co mnie teraz czeka? Niewątpliwie pół roku praktyk. Obrona a później? Plan mamy cudowny - byle tylko udało się go zrealizować!